środa, 8 czerwca 2011

Fakt bycia matką nie sprawia, że rozumiem się teraz wspaniale ze wszystkimi innymi matkami. Można nawet powiedzieć, że niektórych nie rozumiem w ogóle. Od razu zaznaczę, że mój wpis nie dotyczy matek samotnych, które naprawdę nie mają z kim zostawić dziecka. Jeśli kobieta ma partnera (który nie jest marynarzem/żołnierzem/ciągle w delegacji/pracującym na noce, wstawić dowolne), a w luksusowej sytuacji chętne do pomocy babcię, ciocię, czy nianię - to znaczy, że ma z kim to dziecko zostawić. I w takiej właśnie sytuacji nie mogę pojąć, że niektóre kobiety z WŁASNEJ woli są w stanie np. przez rok, nie rozstać się z dzieckiem na dłużej niż na godzinę, bo np. karmią piersią, a podanie butelki ze ściągniętym mlekiem w ogóle nie wchodzi w rachubę, bo dziecko będzie miało zepsute zęby/spaczoną psychikę/krzywy zgryz/czy cokolwiek innego. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak bardzo można aż tak poświęcić siebie w imię czegoś, co moim zdaniem nie jest prawdą. Wiem, że większość z tych kobiet jest z tego powodu szczęśliwa, i one naprawdę myślą, że nie potrzebują chwili dla siebie, i naprawdę czują, że muszą być z dzieckiem CAŁY czas. To jeszcze bardziej sprawia, że nie jestem w stanie ich zrozumieć ;) Po pierwsze - szkoda mi ojca, który nie ma możliwości zostania czasem z dzieckiem sam na sam, ze wszystkim co się z tym wiąże , czyli np. karmieniem. Po drugie - naprawdę nie jestem w stanie wytłumaczyć sobie, jak to jest możliwe, żeby nie mieć potrzeby chwili dla siebie, żeby nie mieć potrzeby wyjścia z przyjaciółkami na kawę, czy nawet (o zgrozo! odciągnąć mleko i wypić drinka), na zakupy, na fitness, czy po prostu dokądkolwiek, żeby nie zwariować. Ja trzymam teraz w ręku bilet na dzień Openera, i nie mam z tego tytułu wyrzutów sumienia. Tak sobie zakładałam, zanim urodziłam dziecko, i udaje mi się tego trzymać.

Absolutnie nie znajduję też wspólnego języka z matkami, które wszystko robią "razem" z dzieckiem - "chorujemy, rośniemy, siusiamy na nocnik, mamy już rozmiar 78 i 4 zęby" - po prostu NIE :)
Szlag trafia mnie na wszystkie "fasolki w brzuszku", czy natchnione opisy na gadu gadu o dwóch sercach, czy inne "złote myśli" dotyczące dzieci i rodzicielstwa. Na sam widok mam odruch wymiotny. Nic nie poradzę. Tak mam :) I nie znaczy to, że jestem matką gorszą, czy bez serca. Po prostu mam inne poczucie matkowej estetyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz