środa, 8 czerwca 2011

Czy zmieniłam się po pojawieniu się dziecka?

Od ponad roku jestem matką. Wydaje mi się, że mimo naprawdę wielkich problemów i ciężkich przeżyć szpitalnych, które się jeszcze nie skończyły, nie jestem matką zaślepioną, ani matką z budyniem zamiast mózgu. Taki miałam zawsze plan i myślę, że udało mi się go zrealizować. Kocham swoje dziecko najbardziej na świecie, i żyję w ciągłym stresie związanym z jej zdrowiem, ale to nie oznacza, że zatraciłam się całkowicie. Szczerze mówiąc nigdy nie miałam wielkiego instynktu macierzyńskiego - wiedziałam zawsze, że chcę mieć dziecko, i szczęśliwa rodzina to był mój główny życiowy cel, ale nie wynikało to z jakiejś wielkiej miłości do wszystkich dzieci jako takich. Po prostu wydaje mi się, że szczęśliwa rodzina to coś, co ma sens. Wiedziałam, że swoje dziecko będę kochać najbardziej na świecie, co nie przeszkadza mi wcale nie przepadać za innymi dziećmi ;) Uważam, że nadchodzi w życiu taki moment, że zakłada się rodzinę i już (oczywiście pod warunkiem, że ma się z kim) , i jest to najzupełniej oczywiste. Gdyby moja mama pomyślała sobie, że nie chce mieć dziecka, to by mnie nie było, co nie ukrywam, nie byłoby po mojej myśli ;) Dlatego uważam, że poniekąd "winna" byłam mojemu dziecku, żeby się pojawiło. Pierwsze pół roku jej życia było najcięższym pół roku w moim życiu, bo w większości spędzone było w szpitalach. Na coś takiego nie da się przygotować. Nie da się tego z niczym porównać. Ale na pewno był to dość trudny start dla osoby bez instynktu macierzyńskiego. W ciąży nie czułam go jeszcze w ogóle. Instynkt i miłość oczywiście pojawiły się natychmiast - szkoda tylko, że równolegle ze strachem o życie dziecka. Czasem sobie wyrzucam, że może to wykrakałam, bo mówiłam sobie - "zawsze w życiu miałam łatwo - w końcu musi się coś spierdolić". No to sobie wykrakałam, bo spierdzieliło się na całej linii .... Nie żałuję niczego, a moja córka jest absolutnie cudowna, ale łatwo nie jest. Jest już co prawda lepiej, bo wizja nieuleczalnej choroby zmieniła się w wizję czegoś, co można wyleczyć, ale to jeszcze nic pewnego, a po drodze dużo nas jeszcze czeka.... Nie wiem, czy mam dość siły, żeby przeżywać wszystko jeszcze raz, za kilka miesięcy, ale wyjścia nie mam. Muszę dać dziecku szansę na zdrowie, nawet jeśli tak bardzo się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz